- Przecież tu! - odparłem.
- Ach! Nie zauważyłam cię. Przestraszyłam się. - Że mnie nie ma? - uśmiechnąłem się. Pokiwała głową. - Gdzie dzieci? - spytała po chwili. - Bawią się na plaży. Poprosiłem Kanę, by ich przypilnowała. - Idziemy? - Gdzie? - No na plażę! Nie minęło wiele czasu, gdy dotarliśmy na plażę. Uśmiechnąłem się. Bawili się w najlepsze. Podszedłem do Kany. - Dzięki, że przypinowałaś te urwisy. - powiedziałem czochrając czuprynę Deza. Jeszcze był lekko zahipnotyzowany. - Cała przyjemność po mojej stronie. Usłycheliśmy donośny śmiech. Po chwili zrozumiałem o co chodzi i również nie mogłem powstrzymać śmiechu. Kelly siedziała oblepiona glonami. Radość nie trwała długo, gdyż Amamda niespodziewanie zemdlała. - Amanda! - krzyknąłem. Szybko zanieśliśmy ją do medyka. Mijały dni i noce, aż w końcu się obudziła... Amanda? |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz