środa, 26 marca 2014

od Luckiego do Amandy

- Przecież tu! - odparłem.
- Ach! Nie zauważyłam cię. Przestraszyłam się.
- Że mnie nie ma? - uśmiechnąłem się.
Pokiwała głową.
- Gdzie dzieci? - spytała po chwili.
- Bawią się na plaży. Poprosiłem Kanę, by ich przypilnowała.
- Idziemy?
- Gdzie?
- No na plażę!
Nie minęło wiele czasu, gdy dotarliśmy na plażę. Uśmiechnąłem się. Bawili się w najlepsze. Podszedłem do Kany.
- Dzięki, że przypinowałaś te urwisy. - powiedziałem czochrając czuprynę Deza. Jeszcze był lekko zahipnotyzowany.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Usłycheliśmy donośny śmiech. Po chwili zrozumiałem o co chodzi i również nie mogłem powstrzymać śmiechu. Kelly siedziała oblepiona glonami. Radość nie trwała długo, gdyż Amamda niespodziewanie zemdlała.
- Amanda! - krzyknąłem.
Szybko zanieśliśmy ją do medyka. Mijały dni i noce, aż w końcu się obudziła...

Amanda?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz