Już prawie byliśmy na polanie, kiedy usłyszałem krzyk Deza.
- Sandra, Morth, chodźcie! - złapałem szczeniaki i pobiegłem w stronę dźwięku. Po kilku minutach stałem tuż obok Deza. Z zamkniętymi oczami wyniosłem go z lasu. - Wyjaśnisz mi co się stało? - zapytałem. - Cóż... Zapatrzyłam się na tamtą polanę i na chwilę zapomniałam o wszystkim - popatrzyła w stronę pozostałości ze spalonego lasu. - Amando, tam nie ma żadnej łąki... - powiedziałem. - Przyjżyj się! - upierała się. - Wszystko w porządku? - spytałem. Amanda? |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz